Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dominik Jaske, znany perkusista, robi światową karierę, ale pamięta o rodzinnej Zielonej Górze

Leszek Kalinowski
Leszek Kalinowski
Dominik Jaske przywiózł do Zielonej Góry kawałek legendy kubańskiej muzyki - Buena Vista Social Club
Dominik Jaske przywiózł do Zielonej Góry kawałek legendy kubańskiej muzyki - Buena Vista Social Club Jacek Katos
Ważne, by skupić się na tym, co kochamy, wtedy w życiu wszystko się jakoś ułoży - mówi Dominik Jaske - znany. pochodzący z Zielonej Góry, perkusista, którego pokochali kubańscy muzycy i nie tylko oni. Ostatnio wystąpił w Winnym Grodzie z zespołem The Cuban Latin Jazz

Przyjechał pan do Zielonej Góry z zespołem, by zaprezentować projekt„Music of Buena Vista”. To wspólne przedsięwzięcie zespołu The Cuban Latin Jazz, w skład którego wchodzą: Fernando del Rio – piano, Roland Abreu – bass, Taras Backowsky – sax, wokalistka Yaremi de las Mercedes Kordos no i pan – perkusja. Co to za projekt?

Projekt jest hołdem oddanym legendarnemu zespołowi Buena Vista Social Club. Kubańska grupa zdobyła ogromną popularność na świecie w dużej mierze dzięki filmowi Wima Wendersa pod tym samym tytułem co nazwa zespołu.
Rodziny Fermando i Rolanda od lat muzycznie związane były z oryginalnym Buena Vista Social Club. Yaremi jeszcze jako dziewczynka występowała w chórkach B.V.S.C. Jej głos można usłyszeć na trzech płytach oryginalnego zespołu.

To pan jest sprawcą tego, że na trasie koncertowej znalazła się Zielona Góra, której pan wyjechał kilkanaście lat temu, by rozpocząć muzyczną karierę. Łatwo nawiązać kontakt z muzykami z różnych krajów?

Wszystko zaczyna się tak naprawdę w sercu. Jeśli czujesz do czegoś miłość i wielką pasję, to cała sfera techniczna jest tylko odpowiednią liczbą godzin spędzonych nad danym materiałem,. Po to, żeby go przyswoić w kontekście grania różnych etnicznych nurtów muzycznych. I kontakt można wtedy znaleźć absolutnie z każdym. Mogłem na przestrzeni ostatnich lat być w paru ciekawych egzotycznych zakątkach. I przyznam, że językowo różnie to bywało. Trochę na migi. W niektórych rejonach ludzie nie znają angielskiego, więc nie ma żadnego wspólnego mianownika. Jest totalna tabula rasa. Ale w momencie wzięcia instrumentu do ręki wszystko jest jasne. Nieważne czy w Niemczech, gdzieś w Arabii, czy w Afryce. To nie ma znaczenia.

Ta muzyczna przygoda rozpoczęła się w Zielonej Górze?

Kiedy przyjechałem z rodzicami z Norwegii do Zielonej Góry, nie miałem jeszcze siedmiu lat. Ale już wtedy miałem chęć do grania. Obserwowałem od dziecka swoich rodziców, którzy profesjonalnie wykonywali zawód muzyka. Towarzyszyłem im na koncertach i na próbach. To było moim ulubionym zajęciem. Dużą rolę odegrał w tej kwestii tata, który zaraz po przyjeździe do Zielonej Góry stał się właścicielem Jazz Clubu Harlem. To była taka muzyczna mekka jazzu. Wielkim promotorem tej muzyki był wtedy Jerzy Szymaniuk. Miałem to wielkie szczęście, że tata po lekcjach zabierał mnie do klubu. Mogłem podpatrywać, jak się gra jazz, czym dla ludzi jest ta muzyka. Była okazja, by poznać wspaniałych muzyków, także tych przyjeżdżających do Zielonej Góry ze Stanów Zjednoczonych. Już wtedy wiedziałem, że dla mnie nie ma odwrotu od jazzu.

Ale była też nauka w szkole muzycznej w Zielonej Górze?

Rodzice zapisali mnie do Państwowej Szkoły Muzycznej, uczyłem się gry na fortepianie. To był mój główny instrument. Ale wiedziałem, że to się zmieni. W tajemnicy grałem na perkusji, łamałem pałki jedna za drugą. Nie miałem nauczyciela. I tak było do końca szkoły podstawowej. Wtedy to podjąłem decyzję, że zmieniam instrument. I przyznam, że zarówno ta decyzja, by zacząć od fortepianu, jak i ta, że stawiam na perkusję, były strzałem w dziesiątkę. Gra na fortepianie daje nam bowiem świadomość melodyczną, podstawy, które pozwalają sięgnąć po perkusję z innego pułapu. Na pewno tempo rozwoju jest wtedy dużo szybsze i lepsze… Pewnie też nie byłoby mnie tu, gdzie jestem, gdyby nie wspaniali ludzie, których spotykałem na swej drodze.

Dominik Jaske przywiózł do Zielonej Góry kawałek legendy kubańskiej muzyki - Buena Vista Social Club
Dominik Jaske przywiózł do Zielonej Góry kawałek legendy kubańskiej muzyki - Buena Vista Social Club Jacek Katos

A kto miał na pana największy wpływ?

W szkole muzycznej trafiłem na świetnego profesora, nieżyjącego już Grzegorza Buckiego. Pracował w Filharmonii Zielonogórskiej, współpracował z innymi muzykami, odnosił sukcesy w muzyce filmowej i miał niesamowicie luźne, amerykańskie podjecie do tworzenia, rozmów o muzyce. One dawały mi bardzo dużo, wracałem do domu i powtarzałem rodzicom to, co mówił pan Grzegorz. Ważną rolę odegrali też starsi ode mnie zielonogórscy muzycy. Miałem wtedy z 15 lat, oni po 20-30. Ale nigdy nie traktowali mnie jako kogoś młodszego, kogoś, kto mniej potrafi i dopiero się uczy. Dali mi wolność i poczucie, że mogę robić to, co kocham niezależnie od wieku. Uwierzyłem, że jak się chce, to można wszystko. Czułem się jednym z nich. Jerzy Szymaniuk pozwalał mi przychodzić na zajęcia w Instytucie Muzyki na Uniwersytecie Zielonogórskim. Kompletnie bez znaczenia było to, czy jestem studentem czy nie. Wielokrotnie pozwalał mi zasiąść za perkusją i grać ze studentami. Ważną postacią dla mnie był też Adam Golicki, mój pierwszy nauczyciel gry na perkusji. Był wtedy młodym muzykiem. Poszedłem do niego z prośbą, by mnie uczył grać. Instytut Muzyki mieścił się wtedy przy ulicy Ogrodowej. I tam się z nim spotykałem. I ćwiczyłem. To właśnie za sprawą Adama Galickiego postanowiłem wyjechać z Zielonej Góry.

Jak to?

Zapytał mnie kiedyś, co chcę w życiu robić, to odpowiedziałem, że chciałbym grać na jak najlepszym poziomie. Wtedy usłyszałem od niego: Nie widzę dla ciebie innej opcji jak wyjechanie do Warszawy, do szkoły muzycznej jazzu na ulicy Bednarskiej Nie musisz czekać aż w Zielonej Górze zdasz maturę Oczy mi się zaświeciły i wiedziałem już, że to zrobię. Czekała mnie jeszcze rozmowa z rodzicami. Zwłaszcza mama nie była zachwycona. Przecież ty masz dopiero 15 lat – załamała się. A ja jej na to, że niedługo będę miał 16. I że jest wielu moich rówieśników, którzy mieszkają w bursie. Dlaczego ja nie miałbym dać sobie rady? Jestem wdzięczny rodzicom, że dali mi wolność, bo dzięki niej znów miałem możliwość poznania cenionych muzyków. Wiele czynników przyczyniło się do tego, że mogę dziś się spełniać. Ważne jest to, by skupić się w życiu na tym, co kochamy, wtedy na pewno wszystko się jakoś poukłada.

Dominik Jaske przywiózł do Zielonej Góry kawałek legendy kubańskiej muzyki - Buena Vista Social Club
Dominik Jaske przywiózł do Zielonej Góry kawałek legendy kubańskiej muzyki - Buena Vista Social Club Jacek Katos

Koncertował pan ostatnio w Bułgarii, Serbii, Polsce, a teraz jest pan w Hiszpanii. To urlop?

Od czerwca razem z moja partnerką mieszkam w Hiszpanii. Już jakiś czas temu z moją miłością stwierdziliśmy, że wyprowadzimy się z Polski tam, gdzie jest ciepło, bo jesteśmy ciepłolubni. Pandemia pozwoliła na swobodne wykonanie tego ruchu. Bo w normalnych warunkach pewnie nie mielibyśmy czasu, by to zrobić i odkładalibyśmy decyzję na kolejne lata. A ograniczenia w koncertowaniu pomogły nam przeprowadzić się do Hiszpanii. Język znam dzięki współpracy z muzykami, jest słońce, ukochana osoba, więc czego chcieć więcej?! Andaluzja jest dla nas wspaniałym doświadczeniem muzycznym. To bogaty region nie tylko w kontekście flamenco. Można w niej spotkać wielu dobrych gitarzystów, co dla mnie jest ważne, bo zaczynam się uczyć grać także i na tym instrumencie.

A koncerty?

Dziś, w dobie tanich samolotów, nie ma znaczenia czy mieszkamy w Zielonej Górze, czy innej odległej miejscowości. We wrześniu zagramy we Wrocławiu, na Jazz nad Odrą, w październiku na Greek Town Jazz, a później do wiosny przeniesiemy się na Teneryfę, bo tam cieplej. I będę tam tylko z moja partnerką grać na… ulicy.

Na ulicy?

Na Teneryfie występujemy razem na ulicach czy na skwerach. To odskocznia od profesjonalnego życia muzycznego, gdzie wszystko jest zorganizowane i zaplanowane. A tutaj dla nas to swoista terapia, naładowanie baterii. Tutaj tylko ty decydujesz, gdzie, jakie utwory i jak długo chcesz grać. Czy wolisz jeszcze tu pozostać, czy iść na plażę. Niesamowity jest kontakt z innymi ludźmi. Podchodzą do nas, dziękują, gratulują, pytają, skąd jesteśmy, rozmawiamy o muzyce i życiu. Ktoś wrzuci pieniążek, gestem pokaże, ile mu sprawiamy radości… To wszystko powoduje, że człowiek się uśmiecha do życia. Podczas koncertów trudniej o taki intymny kontakt z widzami. Nam takie granie na ulicy daje ogromną satysfakcję.
Dziękuję za rozmowę.
Leszek Kalinowski
Zobacz zielonogórski koncert z udziałem Dominika Jaske

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto