Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koszykarze Stelmetu Enei BC Zielona Góra godnie pożegnali się ze sponsorem. Rywal bez szans

Andrzej Flügel
Andrzej Flügel
Mariusz Kapała / GL
W szóstym spotkaniu ekstraklasy zielonogórscy koszykarze pokonali (95:79) MKS Dąbrowa Górnicza. Był to ostatni mecz zielonogórzan pod nazwą Stelmet. Kibice czekali na ogłoszenie, że zespół wraca do historycznej nazwy Zastal, ale takiego komunikatu jeszcze nie usłyszeli.

Stelmet Enea BC Zielona Góra - MKS Dąbrowa Górnicza 95:79 (24:18, 21:19, 29:21, 21:21)
Stelmet Enea BC: Groselle 35, Lundberg 16 (4), Reynolds 14 (3), Ponitka 13 (1), Williams 3 (1), oraz: Put 6, Koszarek, Dereziński i Porada po 0.
MKS: Nowakowski 14 (1), Ratajczak 12, Mazurczak i Motylewski po 4, Wilson 2, oraz: Moore 23 (4), Piechowicz 2, Karacić 1, Dawdo 0.

Kibiców nie niepokoił przeciwnik, który słabo zaczął sezon, ale to co słychać było w dniach poprzedzających spotkanie, czyli wieść o zakończeniu współpracy klubu z firmą Stelmet. Trzeba przyznać, że minione lata, kiedy główny sponsorem była ta firma, był to wspaniały czas zielonogórskiego basketu, który przyniósł pięć mistrzostw Polski i grę w pucharach europejskich. Nie ma wyjścia, trzeba jednak patrzeć do przodu... Był więc oficjalny komunikat o tym fakcie i podziękowania, ale ogłoszenia spodziewanego powrotu do starej nazwy nie usłyszeliśmy. Czyżby pojawił się inny „duży” sponsor, czy też szefostwo klubu tylko chce poczekać z tym komunikatem? Zobaczymy...

Trzeba przyznać, że goście z Dąbrowy Górniczej walczyli i próbowali się postawić. W pierwszej kwarcie nawet trzykrotnie prowadzili (ostatni raz w 4 min po rzucie Andrzeja Mazurczaka 9:8), a kiedy gospodarze przyspieszyli i uciekli, potrafili ambitnie dochodzić i kilka razy zmniejszali różnicę do trzech lub czterech punktów. Stelmet grał spokojnie, bez jakichś fajerwerków, ale wykorzystywał swoje atuty pod koszem. Największym do przerwy był mierzący 213 cm Geoffrey Groselle. Amerykanin do przerwy zdobył 17 punktów, a stojący naprzeciw niego rodak z MKS-u Sacha Killeya-Jones nie miał z nim szans. Przez pierwsze 10 minut, mimo przewagi i dominacji Stelmetu Enei BC nasz zespół nie mógł odskoczyć na większą różnicę niż dziewięć punktów. Kibice byli ciekawi, czy po przerwie nasza ekipa siądzie mocniej na rywalu i wyraźnie odskoczy czy też zadowoli się spokojną, ale mimo wszystko, niewielką przewagą.

W trzeciej kwarcie goście jeszcze przez kilka minut próbowali dotrzymać kroku zielonogórzanom. W 24 min po trójce Michała Nowakowskiego wygrywaliśmy tylko 52:47. Jednak w miarę upływu czasu rywale zaczęli tracić siły. W 25 min po raz pierwszy w meczu przekroczyliśmy różnicę 10 punktów. Potem zaczęliśmy uciekać i przewaga się powiększała. Graliśmy na luzie, efektownie i skutecznie. Na kilka sekund przed końcem trzeciej kwarty Groselle zdobył kolejne punkty (miał ich już na koncie 27) i wygrywaliśmy 74:56.

W czwartej kwarcie nic się nie zmieniło. Nadal rządził Groselle, a jego 35 punktów było ukoronowaniem bardzo dobrej gry. Kiedy w 38 min po trafieniu Marcela Ponitki Stelmet wygrywał 91:72 trener Žan Tabak mógł desygnować na parkiet młodych zawodników Kacpra Poradę i Dawida Derezińskiego. Rywale wykorzystali to, że graliśmy w eksperymentalnym składzie i nieco zmniejszyli rozmiary porażki.

WIDEO: Pięć lat temu koszykarze Barcelony przylecieli do Zielonej Góry

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto